|O MNIE | PROJEKTY | CERTYFIKACJE | PO GODZINACH | KONTAKT |

 

"Pamiętanie o tym, że kiedyś umrzesz jest najlepszym sposobem jaki znam na uniknięcie myślenia o tym, że masz cokolwiek do stracenia. Już teraz jesteś nagi. Nie ma powodu, dla którego nie powinieneś żyć tak, jak nakazuje ci serce." - Steve Jobs


 

SZATANEK.PL

GRUPA SZATANEK

Kursy żeglarskie, czartery, stocznia jachtowa, pensjonat

 

W tym miejscu chcę podzielić się z Państwem swoimi pasjami. Opiszę tutaj jedną z przygód, którą przeżyłem w ostatnim czasie. Przygodę, która pozwoliła odkryć nieznane, umocnić przyjaźnie i zakochać się w naszej Ojczyźnie. Dodatkowo był to sprawdzian pracy zespołowej oraz wytrwałości w dążeniu do celu.

 

Na dole strony znajdziecie Państwo odnośniki do ciekawych stron internetowych. Stron, które odwiedzam. Stron, które są odzwierciedleniem moich pasji, planów, niespełnionych jeszcze marzeń. 


Mazurska przygoda...

 

Czwartek. Kończę ofertę handlową. Jeszcze tylko sprawdzenie cen. Ostatnie uzgodnienia z działem technicznym. Poszło. Koniec pracy. W samochodzie torba z ciuchami i prowiant na najbliższe dni. Koledzy i koleżanki zaczynają pakować swoje rzeczy do samochodów. Start! Przygodę czas zacząć. Kilka godzin wcześniej trzech kolegów pojechało już na mazury odebrać nasze jachty. W sumie będzie nas jedenaścioro. Tylko trzech z nas zna już smak przygody na jeziorach. Reszta to żółtodzioby. Ja też. Dojeżdżamy wieczorem do Pięknej Góry niedaleko Giżycka. Jachty już czekają. Jeszcze tylko przepakowanie prowiantu, naszych rzeczy i już – jesteśmy gotowi do rejsu. Przedtem jednak czeka nas ognisko, wspaniały zachód słońca i potem rozgwieżdżona noc na jeziorem Kisajno. Siedzę wśród przyjaciół, moczę nogi w chłodnej wodzie z pomostu na przystani i nie mogę uwierzyć, że jeszcze kilka godzin wcześniej intensywnie pracowałem w biurze. Nigdy nie spałem na jachcie! Jest super! 

 

Mazurska przygoda...

Jezioro Mamry - fotka "na Titanika" (fot. P. Grzyb)

Mazurska przygoda...

Zachód słońca w Sztynorcie (fot. R.Macoch)

  

Pierwszy dzień wita nas żeglarską pogodą. Jest wiatr, słońce przebija się przez chmury i najważniejsze - nie pada. Szybkie śniadanie. Potem odprawa z naszymi sternikami. Przyśpieszony kurs „obsługi” jachtu i szczegółowe omówienie zasad bezpieczeństwa. Niecałą godzinę później trzy jachty wychodzą z przystani na jezioro Kisajno. Dzisiaj przed nami Jeziora Dargin, Łabap i Dobskie z Wyspą Kormoranów. „Mój” Kapitan to świetny kolega. Mam jednak wątpliwości co do jego umiejętności, bo niedawno kończył kurs żeglarski. Z drugiej strony ma głowę pełną wiedzy i chętnie się nią dzieli. Staramy się płynąć tak by być w zasięgu wzroku z pozostałymi jednostkami. Pierwszy dzień jest sprawdzianem działania w zespole. Nasz sternik podzielił role. Każdy z nas wie co ma robić, chociaż jako żeglarskie młokosy robimy to pierwszy raz. Momentami odlatuję w niebyt zawieszając wzrok gdzieś daleko na widnokręgu. Patrzę na linię brzegową, nieskalaną, piękną, dziewiczą. Dlaczego tu wcześniej nie przyjeżdżałem? Rusz się Rafi – woła kapitan i wydaje komendę. Muszę ją powtórzyć, tak by wiedział że zrozumiałem polecenie. Mimo tego, że nigdy ze sobą nie pływaliśmy,  współpraca idzie nam całkiem nieźle. Może to dlatego, że w firmie tworzymy zgrany zespół. Zaraz wam coś pokaże – stwierdził nasz Kapitan. Postaram się zrobić „motyla”. Co chcesz zrobić – wszyscy ze zdziwieniem zapytali. Do tej pory takie żeglarskie popisy mnie nie interesowały. Teraz z zaciekawieniem śledzę poczynania mojego kolegi. Jest! Zobaczcie! – krzyczy podniecony. Rafi. Zrób zdjęcie! Mam! Fotografia uwiecznia pięknego motyla. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam – „motyl” to sytuacja w której jeden żagiel - grot znajduje się wychylony przez np. lewą burtę, a fok – żagiel przedni pracuje po przeciwnej stronie kadłuba. Wygląda to efektownie. Widać, że koledzy z „Orlego gniazda” – szkoły żeglarskiej w której nasz kolega kończył kurs i zdawał egzamin - zrobili dobrą robotę. Koniec pięknego dnia. Wpływamy do Sztynortu. Cumowanie między resztą jachtów wygląda dość dramatycznie. Jednak nasz kapitan wie co robi. Port w Sztynorcie jest godny polecenia. Po przycumowaniu robimy „klar na pokładzie” tak by nasz jacht nie odbiegał czystością od innych. Dzień żegna nas pięknym zachodem słońca. Czerwone niebo i ogrom masztów w porcie robi wrażenie. Potem wieczór i noc wśród innych żeglarzy. W okresie, w którym przyszło nam pływać po Mazurach, w położonym obok portu amfiteatrze odbywają się  koncerty piosenki żeglarskiej. Szant słuchamy z pokładu naszego jachtu, na którym cieszymy się wspólną wyprawą. 

 

Mazurska przygoda...

Jeden z naszych jachtów (fot. E.Sobczak)

Mazurska przygoda...

"Motyl mojego Kapitana"  (fot. R.Macoch)

   

Kolejny dzień wita nas deszczem. Wypogadza się ok. 11-tej. Dzisiaj przejdziemy kolejny sprawdzian. Płyniemy na jezioro Mamry. Konkretnie chcemy nocować w Mamerkach. Przed nami przeszkoda w postaci mostu drogowego. Trzeba będzie złożyć maszt. Wychodzimy z portu. Przejaśniło się. Słońce zaczyna przygrzewać. Zostałem nawigatorem. Przynajmniej tak to sobie nazwałem. Siedzę z mapą. Mam też za zadanie obserwować otoczenie jachtu i wraz z naszym kapitanem oceniać ryzyko kolizji oraz sugerować zmianę kursu. Jesteśmy na jeziorze Dargin. Aby wpłynąć na jezioro Kirsajty i potem na Mamry musimy przepłynąć pod mostem. Pierwszy raz biorę udział w składaniu masztu. Nasz szef sprawnie wydaje polecenia, a my chociaż wiele rzeczy robimy pierwszy raz, realizujemy je bez mrugnięcia oka. Udało się maszt leży. Na silnikach przepływamy pod mostem i wchodzimy na Kirsajty. Tutaj pełne zaskoczenie. Niebo robi się szybko granatowe i zbiera się na burzę. Z mijających nas jachtów słychać ostrzeżenia  o zbliżającym się sztormie. Sztorm na jeziorze – dobre sobie. Maszt podniesiony, żagle złożone, silnik pracuje. Jesteśmy blisko brzegu i czekamy na rozwój wypadków. Nasi koledzy na dwóch jachtach są znacznie dalej. Komórki idą w ruch. Emil – jak sytuacja? Widzisz ich? Idziemy na silniku w kierunku wyspy – słyszymy odpowiedź. Mariusz jest gdzieś przed nami! Ale w deszczu go nie widzę. Zdzwońmy się za 10 minut OK.? Patrzymy z nadzieją w niebo. Na szczęście burza równie szybko się pojawiła co i znikła. Front burzowy przeszedł bokiem. Żagle w górę! Pływamy po Mamrach. Piękne jezioro. A co to jest? – pytam zaskoczony. Co? – odpowiada kolega siedzący obok. Ten dwumasztowiec przed nami. Nie sądziłem, że coś takiego można tu spotkać. Przed nami pojawiła się dwumasztowa brygantyna. Korzystając z zoomu w aparacie odczytujemy nazwę „Biegnąca po falach”. Piękna żaglówka. Nawet na takim żółtodziobie jak ja robi wrażenie. 

Co jeszcze urzekło mnie na mazurskich jeziorach? Wszystkie mijające się załogi pozdrawiają się machając do siebie. Można poczuć wtedy swoistą przynależność do żeglarskiej rodziny. Lądowanie w Mamerkach nie odbyło się bez przygód. W trakcie podchodzenia do kei zgasł nam silnik, a prąd brzegowy zniósł nas w szuwary. Co ciekawsze zza lasu wyszły chmury burzowe i zaczęło grzmieć. Szczęśliwie uruchomiliśmy silnik i dobiliśmy do brzegu. Wypogodziło się. Zwiedziliśmy niemieckie fortyfikacje w Mamerkach z okresu II wojny światowej. Wieczór nad Mamrami, przy ognisku i rozgwieżdżonym niebie - bezcenne!

Kolejny dzień naszej przygody. Pełne słońce. Wietrznie. Dzisiaj planujemy nocować w Giżycku. Musimy zatem wrócić tą samą trasą, którą tu przypłynęliśmy. Składanie masztu przed wejściem na Dargin idzie sprawniej. Wiatr się wzmaga. Nasz kapitan postanowił pokazać nam  jeszcze jeden ciekawy manewr. Zwrot przez rufę. Jeśli jeszcze tego nie robiliście musicie koniecznie spróbować. Koniecznie z doświadczonym sternikiem. Najciekawszy dla mnie moment to przejście linii wiatru i przerzucenie żagli na nowy hals i za raz potem wyostrzenie do pełnego baksztagu. Przepraszam, za ten żeglarski żargon. Nie mogłem sobie odmówić. Sytuacja, którą wspominam to moment, kiedy żaglówka przechyliła się raptownie z jednej burty na drugą, przy czym musieliśmy szybko oprzeć się na drugiej burcie, aby nie wylecieć na zewnątrz, bo nasz jacht mocno przechyliło. Bardzo ciekawe uczucie. Smak regat?

 

Mazurska przygoda...

Kanał Łuczański (fot. R.Macoch)

Mazurska przygoda ...

Lądowanie w Mamerkach.  (fot. E. Sobczak)

    

Do Giżycka wpływaliśmy przez Kanał Łuczański. Tutaj kolejne zadanie. Desant na brzeg z płynącego jachtu. Padło na mnie. No dobra - sam się zgłosiłem! Złożyliśmy maszt. Teraz to już poszło perfekcyjnie. Ponieważ na tym kanale jest most obrotowy ruch jednostek pływających odbywa się zgodnie  z sygnalizacją świetlną. Raz z jednej strony kanału raz z drugiej. W związku z tym trzeba zaczekać na swoją kolejkę cumując wcześniej przy brzegu kanału. Udało się wyskoczyłem z jachtu dostałem liny i przycumowaliśmy. Fajnie płynie się tym kanałem. Na brzegu stoją turyści. Czasami jakaś wycieczka. Grupy dzieciaków. Wszyscy się wzajemnie pozdrawiają. Wpłynęliśmy na jezioro Niegocin. Tam kilka zwrotów i „lądowanie” w nowym porcie w Giżycku. Port OK. Dobre wyposażenie, węzeł sanitarny itd. Brakuje jednak klimatu z portów w Sztynorcie i Mamerkach. Ostatnia noc na mazurach skończyła zabawą w Giżycku. A mnie udało się zaliczyć drzemkę na pokładzie jachtu. Ostatniego dnia wróciliśmy do Pięknej Góry. Pozostały wspomnienia. Mazury skradły mi serce. Koledzy zarazili żeglarstwem. W przyszłym roku czas na patent!

Okazało się, że ta wyprawa była doskonałym sprawdzianem pracy zespołowej. W mojej ocenie zdaliśmy go celująco. Przy okazji poznaliśmy się lepiej i zacieśniliśmy nasze przyjacielskie więzy.

 

Ahoj Żeglarze!

 


Ciekawe strony internetowe:

 

  

 

 | NOTA PRAWNA |

Made by VAR - 2012